Autor |
Wiadomość |
CamilaDarien |
Wysłany: Pon 12:21, 20 Lip 2015 Temat postu: |
|
ROZDZIAŁ 7
Czułam się niesamowicie wspaniale z satysfakcją, że tak potraktowałam tego Alexa. Niech chłopak wie, kto tu rządzi! Z podniesioną głową szłam w stronę parkingu, na którym zostawiłam swój samochód. Po kilku minutach siedziałam już za kierownicą swojej czerwonej Hondy. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam, po czym włączyłam jeszcze radio na fula, by zagłuszyć własne myśli.
Kiedy byłam już pod swoim blokiem, wysiadłam z wozu i wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam już, że nie ma odwrotu, a ta rozmowa, która mnie czekała, będzie najtrudniejszą w całym moim dotychczasowym życiu.
- Pablo, jesteś? – zawołałam, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania.
- Tutaj! – usłyszałam jego głos.
Chyba był w kuchni. Zdjęłam z nóg swoje 7-centymetrowe szpilki i przemierzyłam odległość dzielącą mnie od brata.
- Zrobiłeś kolację? – zapytałam, widząc pięknie nakryty stół.
- Owszem. – odparł krótko i przywitał mnie cmoknięciem w policzek. – Cześć, siostra.
- Hej. – odpowiedziałam, po czym dodałam. – Chcę, żebyś o wszystkim mi opowiedział, Pablo.
- Najpierw coś zjedzmy, bo umieram z głodu.
Wymigał się? Myślałam, że to ja bardziej się tego boję. A może to i lepiej… Pomyślałam.
- Okej, ale potem porozmawiamy. – zgodziłam się i czekałam na jego reakcję. Skinął tylko głową, posyłając mi promienny uśmiech i zaczął jeść.
Zrobiłam to samo. Musiałam przyznać, że chłopak miał talent. Jedzenie smakowało wyśmienicie. Powinien pracować jako kucharz w pięciogwiazdkowej restauracji. Po skończonym posiłku posprzątałam talerze, ale zmywanie ich przełożyłam na później. Teraz nie miałam siły tego robić. Udałam się do salonu i sięgnęłam do barku, z którego wyjęłam butelkę czerwonego wina. Mój ulubiony trunek. Na trzeźwo nie dałabym rady wysłuchać tej opowieści. Po drodze zabrałam jeszcze kieliszki i wróciłam do Pabla. Usiadłam wygodnie w fotelu i wraz z szybko bijącym sercem, czekałam na wyjaśnienia.
- Nie pamiętasz wszystkich szczegółów z tego wypadku, Cami. – wyznał mój brat. Zrobił znaczącą pauzę, po czym dalej kontynuował. – Nie wiesz także, że nie był on przypadkowy a ukartowany.
Zamarłam. O co mu chodzi? Chciałam już nalać sobie lampkę wina, by nie słuchać tego o suchym pysku, ale Pablo zatrzymał moją dłoń, kiedy ta wędrowała już w kierunku butelki.
- Co robisz? – zapytałam zdziwiona.
- Zostaw. – powiedział. – Będzie lepiej, gdy wysłuchasz mnie na trzeźwo.
- Dobrze. – odpuściłam. – Co miałeś na myśli, mówiąc, że nasz wypadek był zaplanowany?
- Wdepnąłem w niezłe gówno, a mianowicie… Pewnego dnia spotkałem na ulicy kolesi, którzy sprzedawali dragi…
Nie odpowiedział na pytanie, tylko zaczął nawijać o jakichś narkotykach. Zaraz, zaraz! Czy ja dobrze usłyszałam?! Gdy dotarły do mnie jego słowa, byłam w jeszcze większym szoku, niż przed chwilą.
- Ty ćpałeś?! – przerwałam mu, gwałtownie wstając z fotela. Krzyczałam.
- Oczywiście, że nie! – szybko zaprzeczył. Za szybko… Ale uwierzyłam mu, bo nigdy nie kłamał mi prosto w oczy. Nie miał powodów. Kamień spadł mi z serca. Teraz spokojnie mogłam usiąść na miejsce.
- Więc po co mi to mówisz? – zapytałam, nie rozumiejąc.
- Ponieważ byłem dilerem. – powiedział na jednym tchu.
- Że ku*wa, co proszę?! – znowu wstałam, tym razem już totalnie wkurwiona.
Chwyciłam w dłoń butelkę wina i cisnęłam nią o ścianę z niewyobrażalną siłą. Po całym mieszkaniu rozległ się wielki huk i dźwięk tłuczonego szkła. W ogóle nie było mi szkoda zawartości, która wypłynęła na podłogę. Pablo zatkał uszy, gdyż hałas był potężny. Chyba zrobiłam dziurę do sąsiada, ale to w tej chwili nie obchodziło mnie ani trochę! Byłam wściekła na tego smarkacza! W co ten gówniarz się wpakował?!
- Gdybym wiedział, że wywołam w Tobie taką agresję, nic bym ci nie powiedział.
- Dalszą część historii faktycznie możesz sobie darować, bo już nawet domyślam się, co było potem! – wrzasnęłam mu niemalże do ucha. – Ci bandyci namawiali cię, żebyś wziął jedną lub kilka działek, a gdy odmówiłeś, zagrozili, że zabiją ci matkę i ojca!
- Owszem, padła taka groźba, jednak powód był zupełnie inny. – rzekł. – Chodzi o to, że chciałem się wycofać, a oni się sprzeciwiali. Nie pozwolili mi odejść, ale ja i tak to zrobiłem. I może to był błąd... – uważnie przyglądałam się jego twarzy, po której powoli spływały łzy, jedna za drugą. – Bo naraziłem również Twoje życie… Ty także miałaś zginąć.
Jego ostatnie słowa były jak cios z otwartej ręki w mordę. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
- Co?! – spytałam, otwierając szeroko buzię.
- Dobrze usłyszałaś. – potwierdził Pablo. – Usiądź i posłuchaj, jakim cudem wtedy przeżyłaś.
Zrobiłam, co kazał. Chciałam poznać całą prawdę z najmniejszymi szczegółami. Nawet kosztem świadomości, że po jej poznaniu, moje życie diametralnie się zmieni. Wywróci się do góry nogami o równe 180 stopni. Może na lepsze, a może… na gorsze? Nie znałam odpowiedzi.
- Kiedy samochód tych fiutów zajechał nam drogę, próbowałem przejąć od Ciebie kierownicę, ale mi nie pozwoliłaś. Chwilę potem przez tych skurwieli wpadliśmy w poślizg i uderzyliśmy w drzewo. Matka i ojciec zginęli na miejscu, a Ty…
- A ja co? – pośpieszałam go.
- Okryłem cię własnym ciałem i sam omal nie zginąłem. – wydusił wreszcie drżącym głosem.
- Ryzykowałeś dla mnie życie?! – byłam w szoku.
- Tak, bo nie chciałem stracić jedynej osoby, która dla mnie zrobiłaby to samo.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Mój kochany braciszek był gotów za mnie na śmierć. Byłam kompletnie zdezorientowana.
- Dlaczego ja? Dlaczego nie ratowałeś rodziców? – pytałam, nie mogąc uwierzyć.
- Bo oni swoje życie już i tak kiedyś zmarnowali, a Ty miałaś je dopiero przed sobą. Chciałem dać ci szansę, żebyś mogła należycie je przeżyć… Żebyś była szczęśliwa… Ja już tego nie potrzebowałem. Popełniłem w życiu tyle błędów, że wolałem umrzeć, niż ciągle je powtarzać. Ale jak widzisz na załączonym obrazku, Bóg nie pozwolił na moją śmierć i zamiast teraz być TAM na górze, jestem TU na dole. – podkreślił wagę ostatnich słów.
- Dlaczego tego nie pamiętam? – zapytałam z widocznym bólem w spojrzeniu. Niemy krzyk wydobył się z moich ust.
- Byłaś w szoku, a to normalna reakcja po wypadku. – wyjaśnił, siadając obok mnie.
- Nie powinieneś mnie ratować. – powiedziałam nagle, po czym na sekundę zamilkłam. – Zobacz, kim się stałam. Swoimi trzema wcieleniami skomplikowałam sobie całe życie. Jest chaotyczne i męczące. – dokończyłam.
- Wiem, że to moja wina, jednak chcę, żebyś wiedziała, że nie zniknąłem bez powodu. – zaczął. – Kiedyś ci o tym opowiem, ale jeszcze nie teraz.
- Czemu?
- Bo nie jestem na to gotowy. Nawet nie jestem pewien, czy Ty byś to zniosła.
Pokiwałam tylko głową na znak zgody. Mimo iż nie miałam już za bardzo siły, by zadawać pytania, musiałam. Jeszcze dwie sprawy nie dawały mi spokoju.
- Po co w ogóle zadawałeś się z tymi typami? I jak odkryłeś, że mam trzy tożsamości?
- Potrzebowałem kasy. – odparł, łapiąc się za kark. – A jeśli chodzi o to drugie… Osobiście nie mogłem, więc wynająłem prywatnego detektywa, by cię pilnował i zdawał mi relacje, jak sobie sama dajesz radę. Deko się załamałem na wieść, że moja siostra prowadzi potrójne życie. Wtedy tylko zastanawiałem się „Dlaczego?” i to pytanie zadaję sobie do dziś dnia. I choć domyślam się, że przeze mnie, to jednak nie wszystko jest tutaj do końca jasne.
- Czego nie rozumiesz? – zapytałam, podchodząc do okna. Nie potrafiłam patrzeć mu prosto w oczy. Nie w tej chwili…
- To jest dziwne. – rzekł. – Po co ci to było?
- Chciałam zarobić jak najwięcej pieniędzy, by odbudować rodzinną firmę i odkupić dom rodziców, który kiedyś straciliśmy. – wyznałam, odwracając się w jego stronę.
*****
W ostatnim czasie nieźle dostałam w kość. To zbyt wiele wrażeń jak na taką jedną, wątłą brunetkę. O przepraszam! Właśnie sobie przypomniałam, że jest mnie trzy. TRZY! Przeliteruj to sobie kobieto, bo znowu zapomnisz! Zresztą, po co mi nadal ta cała szopka z udawaniem kogoś, kim nie jestem i raczej nigdy nie będę?! Samą siebie już nawet nie rozumiem. Przecież sekret, który jeszcze do niedawna był sekretem, już nie jest tym sekretem! A przynajmniej nie dla wszystkich… Pablo zna prawdę. Ale co z resztą? Czy im także powinnam powiedzieć? Tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi. Jakie to życie jest popierdolone!
Nagle moje rozmyślenia przerwało coś bliżej nieopisanego. Poczułam czyjąś dłoń na swoim pośladku. Gwałtownie odwróciłam się i zobaczyłam JEGO!
- Jak tu wszedłeś, do cholery?! – krzyknęłam, ale nie odpowiedział.
Chciałam wyrzucić go za drzwi, ale nie zdążyłam. Alex był szybszy i pochwycił mnie w swoje silne, męskie ramiona i z dziką namiętnością wpił się w moje rozpalone usta. |
|
|
CamilaDarien |
Wysłany: Pon 11:30, 20 Lip 2015 Temat postu: |
|
ROZDZIAŁ 6
O piątej rano rozległ się dzwonek do drzwi. Był tak głośny, że przestraszyłam się i wyskoczyłam z łóżka jak poparzona. I nagle… Aućććć! Pech chciał, że zajebałam głową o nocną szafkę, przez co nabiłam sobie niezłego guza. Kto do jasnej cholery śmie budzić mnie o tej porze?! Przysięgam, że nakopię mu do tyłka za tak wczesną pobudkę i to ze szkodami moralnymi! Trzymając się na bolące miejsce, powolnym krokiem ruszyłam do drzwi. Przekręciłam klucz w zamku, by móc je otworzyć i widok osoby, którą w tej chwili przed sobą ujrzałam, zmroził krew w moich żyłach. Nie był to ani mój napalony prześladowca Alex, ani mój własny szef, Ernesta w ogóle nie brałam pod uwagę, a Katia całą noc pracowała i pewnie teraz odsypia. Wiecie więc, kogo licho przygnało w moje skromne progi? MOJEGO KOCHANEGO BRACISZKA, który nie dawał znaku życia od ponad dziesięciu lat!
- Cześć, siostra. – radosny okrzyk doszedł do moich uszu.
Przez chwilę stałam, patrząc na niego spod wilka. I gdyby wzrok zabijał, Pablo byłby już pewnie martwy. Z tej złości, zamiast przywitać go jakimś czułym gestem, złapałam go za fraki i wciągnęłam do środka.
- No to teraz będziesz się ostro tłumaczył, gagatku! – warknęłam, popychając brata na fotel.
- Wow, wow! – był wyraźnie rozbawiony. – Tak się wita brata, który po dziesięciu latach wraca do świata żywych?
- Cóż za sarkazm! – myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. – Zaraz ci gówniarzu zejdzie z buźki ten głupi uśmieszek! Ja się tu ku*wa tyle czasu martwiłam i obwiniałam, że przeze mnie nie żyjesz, a Ty jak widać dobrze się bawiłeś, udając trupa!
- Dobra, poluzuj zbroję, siostra. – jak powiedział to tak na lajcie, wręcz miałam ochotę mu przypierdolić za brak zrozumienia i szacunku. Kochałam go i zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Teraz go nie poznawałam. – Przecież nic wielkiego się nie stało.
- No nie! Faktycznie nic wielkiego! – straciłam cierpliwość i wydarłam się na całe gardło. – Pablo, do kurwy nędzy, zachowałeś się jak rozpuszczony i nieodpowiedzialny bachor! Po jaką cholerę się ukrywałeś i pozwoliłeś mi myśleć, że umarłeś?! No po co?! Wytłumacz mi! Dlaczego się nie odezwałeś, nie dałeś żadnego znaku życia?! No dlaczego?! I z jakiej racji to Katię pierwszą informujesz, że żyjesz, a nie własną siostrę?!
- Za dużo pytań na raz, Cami. – rzekł ze stoickim spokojem, ale zaraz potem spoważniał. – Troskliwa mamusia się znalazła, co? Nie zastąpisz nam matki, zrozum! – stracił cierpliwość i wstał z fotela.
Zdołałam przełknąć te jego szczeniackie wybryki, nawet ten cwaniacki uśmiech, ale gdy wspomniał o rodzicach, nie wytrzymałam. Wymierzyłam mu cios prosto w twarz. Momentalnie złapał się za piekący policzek.
- Dostałeś z liścia, bo ktoś wreszcie musi ustawić cię do pionu! – krzyknęłam. – Siadaj!
Nie powinnam była go uderzyć, ale zasłużył sobie smarkacz! W tych zaświatach kompletnie mu mózg zlansowało. Zrobił się pyskaty i bezczelny.
- Ładnie witasz brata po tylu latach. – odparł nieco zawiedziony. – Niepotrzebnie wróciłem. Myślałem, że się ucieszysz, a Ty nie dość, że jesteś wściekła, to jeszcze walisz mnie po ryju!
- Przesadziłeś, wspominając matkę i dobrze o tym wiesz. – starałam się trochę uspokoić. – Cieszę się z twojego powrotu i z tego, że jesteś cały i zdrowy, ale cholera nie rozumiem, czemu dopiero teraz się odezwałeś. Minęło 10 lat, Pablo. – podeszłam do niego i próbowałam przytulić. Mimo wszystko cholernie za nim tęskniłam.
- Najpierw na mnie krzyczysz, a teraz dopiero się witasz? – zapytał, odwzajemniając gest. – Trochę zła kolejność, nie sądzisz?
- Przepraszam, Pablo.
To słowo potrafiło przejść mi przez gardło tylko w dwóch przypadkach. Kiedy wiedziałam, że zbyt ostro zareagowałam i czułam się winna oraz gdy owe słowo miało paść w kierunku mojego braciszka. Tylko jemu zawsze potrafiłam to powiedzieć, nikomu więcej.
- Po prostu za mocno się zdenerwowałam, gdy Katia powiedziała mi, że żyjesz i masz się świetnie. W tej chwili tylko dwie myśli przeszły mi przez głowę. Albo że o mnie zapomniałeś, albo że chciałeś, żebym cierpiała, myśląc, że cię zabiłam.
- Nigdy, Cami. – brat ucałował mnie w czoło i bardziej przygarnął ramieniem. Jak małe dziecko wtuliłam się w jego pierś. – Daj mi szansę, a wszystko ci wyjaśnię. Opowiem ze szczegółami, co działo się w ciągu tych dziesięciu lat i dlaczego nie odezwałem się wcześniej. – dodał, odsuwając mnie od siebie.
- Dobrze. – odparłam krótko. – Ale zaczekaj chwilę. Zadzwonię tylko do pracy, że biorę wolne…
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo w tym momencie usłyszałam głośny śmiech Pabla.
- Mogę wiedzieć, co cię tak rozbawiło? – zwróciłam się do brata lekko zdziwiona jego zachowaniem.
- Nic. – odpowiedział, nadal śmiejąc się do rozpuku.
- No powiedz. – nalegałam.
- Po prostu zastanawiam się… – zrobił znaczącą pauzę, po czym kontynuował. – Czy zamierzasz zadzwonić do teatru jako Sofia Del Fuego, czy kancelarii jako Jimena Sabes, czy może do domu Lapontów jako Camila De Rosa?
Zamarłam. Skąd on do cholery o tym wie?! Przecież nikomu nie mówiłam o swoich trzech twarzach. Chwilę milczałam jak zaklęta, spoglądając na niego pytająco i udając, że nie rozumiem. Chyba to zauważył, bo się odezwał.
- Nie rób takiej miny, siostrzyczko. Przede mną nie musisz udawać ani się mnie obawiać. Znam całą prawdę.
- Ale jak Ty…? Skąd…? – byłam w szoku. – Przecież nawet Katia nie wiedziała, nikt nie wiedział! Więc skąd Ty…? – znowu zamilkłam, bo właśnie uświadomiłam sobie, że Pablo i Katia nigdy wcześniej się nie spotkali. Katia znała mojego brata jedynie z opowieści, bo ja sama poznałam ją dopiero po tej rzekomej śmierci Pabla, czyli dużo, dużo później. A Pablo… Cholera, przecież on nie miał zielonego pojęcia, z kim aktualnie się przyjaźnię. Skąd wiedział, do kogo zadzwonić?! I jak rozszyfrował zagadkę imienia, pod którym znała mnie Katia?! Bo to było jasne! Przecież gdyby przy rozmowie telefonicznej z nią użył mojej prawdziwej tożsamości, kobieta nie wiedziałaby, o kogo chodzi i nie dotarłaby do mnie informacja o jego powrocie. Tysiące pytań, a jak na razie żadnej sensownej odpowiedzi.
- Pablo, ja nic z tego wszystkiego nie rozumiem. – odparłam beznamiętnym głosem. – Skąd znasz moją przyjaciółkę i jak udało ci się odkryć moją największą tajemnicę, której tak silnie strzegłam?
Do oczu napłynęły mi łzy, których nie umiałam powstrzymać. Po raz pierwszy w życiu bałam się tego, co za chwilę usłyszę. Bałam się prawdy. Tak samo mocno, jak cholernie bałam się wrócić do przeszłości i przypomnieć sobie ten przeklęty wypadek, w którym straciłam wszystko.
- Usiądź i nie płacz, Camila. – brat próbował mnie uspokoić, podając opakowanie chusteczek higienicznych, niestety z marnym skutkiem. – Wiem, że jestem ci winien wyjaśnienia i zapewniam cię, że je usłyszysz, ale nie mam pewności, czy w tej chwili jesteś na to gotowa.
- Przepraszam, że cię uderzyłam. – wyłkałam, zmieniając temat. – Nerwy za bardzo mnie poniosły.
- Daj spokój, już zapomniałem. – odparł, zmierzając w kierunku kuchni.
- Dokąd idziesz? – zapytałam.
- Po szklankę wody. – odpowiedział. – Zdenerwowałaś się, więc powinnaś zażyć leki na uspokojenie.
No proszę! Jednak nadal potrafi być czuły, troskliwy i opiekuńczy. A już miałam wątpliwości. Po co więc na początku zgrywał rozpieszczonego bachora? Po co ta gierka? Dla zmyłki? Jestem już za stara dupa, żeby tak ze mną pogrywać. Ale dobra, nie mam siły teraz się o to kłócić.
- Dziękuję, Pablo. – powiedziałam, gdy podał mi wodę mineralną oraz proszki. – I masz rację. Odłóżmy tę rozmowę na później. Dzisiaj mam już dość wrażeń. – dodałam, wkładając do ust tabletkę i zrobiłam łyk wody, by móc ją przełknąć.
*****
Mimo wszystko mam pracę, do której muszę się w końcu udać. Równo o dziewiątej godzinie wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. Byłam już grubo spóźniona na spotkanie z klientem. Tym razem jednak nie chodziło o żadną sprawę rozwodową, od których ostatnio aż mi się dwoiło w oczach, gdy przeglądałam dokumenty podobnej treści. Pozwy te różniły się zazwyczaj tylko napisem na środku strony „Z ORZEKANIEM O WINIE” lub „BEZ ORZEKANIA O WINIE”. Rzecz jasna, najwięcej było tych pierwszych, bo każdy po rozwodzie chciał dostać część wspólnego majątku jako rekompensatę za zmarnowane lata spędzone w związku małżeńskim. No i oczywiście nazwiskami osób, którzy w danym terminie zamierzali się rozwieść. Na szczęście teraz chodziło tylko o przyznanie alimentów na dziecko. Zawsze to jakaś odmiana, bo tymi rozwodami już wręcz rzygałam. Interesujące jest to, że tych alimentów domaga się facet od byłej żony. Zwykle jest dokładnie na odwrót i pewnie dlatego tak mnie to zastanawia. Swoją drogą słyszałam, że samotni tatusiowie mają największe orgazmy. Ku*wa, ja to jednak jestem pojebana! Mam erotyczne fantazje jak z filmu pornograficznego, a nawet nie dałam się bzyknąć Alexowi! Może blondasek też wychowuje jakąś dorastającą córkę albo ma trzyletniego syna na utrzymaniu. A jeszcze bardziej podniecająco byłoby, gdyby miał żonkę. Przez jeden dziki seks z Panią adwokat, kolejny zajebisty rozwód. I akurat ten miałabym wielką ochotę przeprowadzić, bo byłby to pierwszy związek, który rozpadł się przeze mnie, a ja zawsze o tym marzyłam. Kurde, co ja bredzę?! Chyba muszę iść się leczyć. Ale w sumie to mogłaby być zemsta godna wykonania. Jest tylko jeden, mały problem. Nie wiem, czy ON ma rodzinę! Matkę i ojca na pewno, ale mam na myśli raczej kobietę i dzieci. Cholera, przestań o nim myśleć, kretynko! Chyba na serio muszę iść na jakiś odwyk, bo zaczynam się uzależniać od tego debila!
Dalszą drogę nie używałam już mózgu, bo się przestraszyłam, że jestem chora psychicznie. Zaparkowałam auto i po chwili zmierzałam już w kierunku wysokiego 20-piętrowego budynku. Weszłam do środka i poszłam w stronę wind. Nacisnęłam guzik i czekałam aż pojazd kosmiczny wyląduje. Nim się zorientowałam, byłam już na górze. Klient już na mnie czekał. Wyjęłam z torebki klucz do gabinetu i otworzyłam drzwi.
- Proszę wejść. – gestem dłoni zaprosiłam mężczyznę do środka.
- Dziękuję. – powiedział cicho i wszedł za mną.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam zawieść do weterynarza swojego psa, który zachorował na wściekliznę. – skłamałam. Nie miałam ochoty się tłumaczyć. – Jimena Sabes. – przedstawiłam się, wyciągając rękę.
- Gustavo Perez. – uścisnął moją dłoń. – Rozumiem, niech Pani nie przeprasza. Nasi czworonodzy przyjaciele są najważniejsi.
Pieprzony miłośnik zwierząt mi się trafił! No, no! Ciekawe czy lubi też małpy, bo znam jedną, która chętnie by mu obciągnęła za 15 dolców. No dobra, może Alex nie jest małpą, ale wygląda mi na goryla. Aż dziw, że nie ma włosów na klacie. Widziałam go bez koszuli i się rozczarowałam. Co prawda nienawidzę, gdy facet ma dżunglę, ale miło by było mu ja zgolić i przy okazji zaciąć tu i ówdzie. To też mogłaby być boska zemsta. Niestety, niemożliwa. Fuck, znowu o nim myślę!
- Przejdźmy do szczegółów. – odezwałam się, by przerwać niezręczną ciszę, która nastała i odciągnąć myśli od blondasa.
Po omówieniu wszystkich spraw, pożegnałam się i zabrałam za przygotowywanie pozwu. Po kilku godzinach zmęczona postanowiłam wrócić do domu. A tam czekała mnie jeszcze bardzo długa i trudna rozmowa z bratem.
*****
Wracając, przypomniałam sobie, że muszę wreszcie policzyć się z tym palantem, dla którego jestem warta 15 dolców! Nie wiedziałam, gdzie mieszka, ale zdobycie jego adresu przyszło mi z łatwością. Będąc już u celu, zapukałam do drzwi i czekałam aż pojawi się w nich moja ofiara. Stanęłam jak wryta, gdy otworzył mi drzwi w samych bokserkach. Odruchowo wlepiłam wzrok w jego wypchane gacie. Wyglądał jak grecki Bóg seksu.
- Duży, prawda? – zapytał nagle Alex, widząc moje zainteresowanie.
- Nie pochlebiaj sobie. – wróciłam do rzeczywistości. – Pewnie sobie tam watę włożyłeś.
- Chcesz sprawdzić? – zapytał, próbując mnie pocałować. Odsunęłam się.
- Nie mam ochoty ci tam zaglądać. Przyszłam tutaj w innej sprawie.
Bez zbędnych ceregieli wyjęłam z torebki portfel i podeszłam do niego na niebezpieczną odległość, po czym wręczyłam mu 15 dolarów. On zamrugał oczami na znak niedowierzania.
- Co to jest? – zapytał.
- Twoje 15 dolców, kochanie. – wyszeptałam mu zmysłowo do ucha, lekko przygryzając jego płatek, by go sprowokować. Zadrżał. Szybko wycofałam się kilka kroków do tyłu. – Ponoć tyle był warty seks ze mną albo sama JA, tego nie jestem do końca pewna, więc płacę ci, byś wreszcie odpieprzył się ode mnie raz na zawsze! – dodałam i wyszłam z jego mieszkania, trzaskając drzwiami. |
|
|
CamilaDarien |
Wysłany: Pon 11:08, 20 Lip 2015 Temat postu: |
|
ROZDZIAŁ 5
- Alex?! – tylko tyle zdołałam wydusić zanim zemdlałam.
Prawdopodobnie z przemęczenia, bo innej przyczyny trudno było się dopatrzyć w mojej obecnej sytuacji. Zanim jednak całkowicie straciłam świadomość, poczułam, że moje ciało bezpiecznie opadło w silne męskie ramiona…
**********
Cholera, głowa mi napieprza jak po trzeciej wojnie światowej. Chwilunia… Gdzie ja jestem?! Czy porwali mnie kosmici?! A nie! To tylko ten burak. Noż kurwa, idzie tu! Trudno! Będę udawać, że śpię.
- Halo, księżniczko... – usłyszałam jego zmysłowy głos tuż przy swoim uchu.
Cholera! Skąd niektórzy faceci wiedzą, jak zawrócić kobiecie w głowie, by na moment ją straciła? Może powinnam się odezwać? Pomyślałam. Nie zdążyłam jednak podjąć jakichkolwiek kroków, bo chwilę później poczułam już na swoich wargach jego rozpalone usta. Całował tak namiętnie…
Nie, stop, wróć! Opanuj się kobieto! Skarciłam się w myślach. Ups… Chyba go ugryzłam… No cóż… Dobrze mu tak! Przynajmniej następnym razem będzie bardziej uważał na to, gdzie wpycha ten swój niesforny jęzor. W momencie oderwał się ode mnie jak poparzony wrzątkiem.
- Widzę, że zabolało Casanovo. – syknęłam z pogardą.
- A tobie podobał się pocałunek, skarbie. – odpowiedział kąśliwie pewny swojej racji.
- Skąd masz mój adres? – niespodziewanie zmieniłam temat, by uniknąć niezręcznej sytuacji, która i tak była już aż nadto skomplikowana.
- Będę z tobą szczery. Od razu wpadłaś mi w oko i chciałbym przeżyć z tobą dziką, namiętną przygodę. – oznajmił prosto z mostu na jednym tchu. Dopiero teraz złapał oddech, a ja…
Zamrugałam oczami na znak niedowierzania. No on się chyba z chujem na rozumy zamienił albo jarał marychę! Jedno było pewne na sto procent. Facet to zwykły erotoman, myślący jedynie swoim maleństwem. Tak, maleństwem! Bo nie mam pewności, że w ogóle coś ma w tych spodniach… Na dobrą sprawę miałam świetną okazję, by to sprawdzić, ale… Kurwa mać! O czym ja myślę?! Jestem zbyt ciekawska, ale cóż… Przecież nie kupię kota w worku. Zaśmiałam się. Ups… Stanął mu! Chyba jednak ma dużego przyjaciela!
- Coś mi się wydaje, że za bardzo się podnieciłeś, kociaku… – wyszeptałam mu seksownie do ucha. – Idź ostudź nieco swoją kiełbaskę w łazience. – dokończyłam, oddalając się od niego na bezpieczną odległość.
Kątem oka zauważyłam, że biedak się speszył, bo zrobił się czerwony jak ja między nogami, kiedy mam okres. Haha! Prawie się posikałam ze śmiechu, widząc jego zabójczą minę i morderczy wzrok skierowany w moją stronę. Po chwili przyciągnął mnie do siebie, tak że przylgnęłam do niego całym ciałem. Pod dłońmi poczułam gorącą lawę, gdy dotknęłam jego rozpalonego od podniecenia muskularnego torsu. Nie wiem, jakim cudem był bez koszuli… Z tego wszystkiego musiałam przeoczyć, gdy ją ściągał i rzucał w najciemniejszy kąt mojego mieszkania. W momencie ogarnęło mnie dzikie pożądanie. Pragnęłam kochać się z nieznajomym! Co mnie opętało?!
- Co robisz, debilu?! – gwałtownie odsunęłam się od niego. – Kto Ci dał prawo, by mnie całować, kiedy Ci się żywnie podoba?! – udawałam złą, choć tak naprawdę bardzo chciałam, żeby doszło między nami do czegoś więcej.
- Spokojnie, nie denerwuj się tak. – odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem na twarzy.
- Z czego się tak cieszysz?! – krzyknęłam oburzona. – Chcesz, żebym znowu skopała ten Twój seksowny tyłeczek? – dodałam, już nieco spokojniej, przysuwając się do niego. Lekko przygryzłam płatek jego ucha, by go sprowokować.
- Igrasz z ogniem, kobieto. – wyszeptał resztkiem sił, jakby miał zaraz eksplodować. – Cholernie mi się podobasz, nie widzisz tego? – po tych słowach po raz kolejny wpił się w moje usta. Tym razem jednak bardziej zachłannie. Jakby chciał kochać się ze mną, tu i teraz!
- Czy Ty… próbujesz… zaciągnąć mnie… do łóżka? – zapytałam, mrużąc lekko oczy.
- Na chwilę obecną, zamierzam zrobić coś o wiele więcej, niż tylko zaciągnąć cię do łóżka. – odpowiedział, przygryzając lekko moją dolną wargę.
Cholera, jeśli się nie powstrzymam, to zaraz nastąpi coś, czego mogę później strasznie żałować. Chociaż z drugiej strony to seksowne ciasteczko jest napalone na mnie. I tylko na mnie! Dlaczego więc miałabym nie skorzystać z nieziemsko kuszącej propozycji seksu? Sofio, opanuj się! Przecież to nonsens!
Odwróciłam się na pięcie i podniosłam z podłogi jego koszulę, którą po chwili zwinęłam w kłębek i cisnęłam nią w niego z największą siłą, na jaką w danym momencie było mnie stać. Potem zaczęłam pchać go w kierunku drzwi wyjściowych, tym samym dając delikatnie do zrozumienia, że ma sobie iść. Jednak Alex chyba nie miał zamiaru rezygnować. Kiedy udało mi się go pozbyć z mieszkania, próbował uwieść mnie na korytarzu. Niespodziewanie wsunął mi język do ust i zaczął pieścić nim moje podniebienie. Ku mojemu zaskoczeniu, szybko oderwał się ode mnie i wyszeptał do ucha:
- To taka zaliczka na koniec, byś wiedziała, co straciłaś, kochanie. Następnym razem będziesz prosić o moje pocałunki, zobaczysz. A wtedy ja… nie dam Ci tego, czego pragniesz. Dostaniesz dopiero, kiedy ja sam nabiorę ochoty na to, by cię posiąść.
I odszedł. Normalnie wziął i sobie poszedł! No co za FIUT złamany! Co on sobie wyobraża?! Że jest jakimś cholernym Bogiem?! Niedoczekanie! Na pewno nie będę go błagać o seks! Nie jestem jakąś tanią dziwką, żeby poniżać się do tego stopnia! Za kogo on mnie uważa?!
Weszłam z powrotem do mieszkania, trzaskając drzwami ze złości.
**********
Zaraz, zaraz! Dałabym głowę, że zanim zjawił się Alex była tutaj Katia i rozmawiałyśmy o powrocie mojego kochanego braciszka. Gdzie ona się do cholery jasnej podziała?! Jak mogła zostawić mnie na pastwę temu bezczelnemu typowi?! A może była z nim w spisku?! Ale skąd, by się mogli znać?! Tysiące pytań, a żadnej sensownej odpowiedzi. Jak ją dorwę, to wszystko ładnie mi wyśpiewa! Pożałuje, że zniknęła bez słowa, zostawiając mnie z NIM sam na sam!
Usyszałam dźwięk mojej komórki. Cholera, gdzie ja ją położyłam? Zaczęłam nasłuchiwać, skąd dochodzi dzwonek. Ach tak… Z mojej torebki!
- Słucham? – powiedziałam do telefonu, gdy tylko udało mi się go znaleźć.
- Dobrze się bawiłaś z tajemniczym przystojniakiem, słonko? – zapytał kobiecy głos po drugiej stronie aparatu.
- Jesteś okropną przyjaciółką, Katio! – krzyknęłam do słuchawki. – Jak mogłaś zostawić mnie samą?! – zapytałam oburzona.
- Ależ, ja wcale nie zostawiłam cię samą. Wierzę, że blondasek zaopiekował się Tobą tak, jak na to zasługujesz. – słyszałam, że była wyraźnie rozbawiona całą tą sytuacją.
Taka z Ciebie dobra koleżanka?! Okej, nie ma sprawy! Chyba nic się nie stanie, jak naopowiadam ci bajek. Będzie zabawnie!
- Ooo tak, masz rację. Alex był niesamowity w łóżku. – niewiele myśląc, przystąpiłam do działania. Chciałabym widzieć jej minę w tym momencie. Na pewno była zabójcza.
- Mówisz poważnie??? – zapytała Katia, zszokowana usłyszaną rewelacją.
- Oczywiście, że tak. – miałam polewkę na maksa. – Jest takim namiętnym kochankiem. Żałuj, że mi go oddałaś. Mogłaś sama dobrać mu się do spodni! – lałam w duszy ze śmiechu.
- Zapłacił mi 15 dolców, żebym sobie poszła, bo chciał dostać z Tobą sam na sam. – rzuciła Katia bez namysłu. Pewnie bidulka nie wiedziała, jak zareagować. Haha! Prawidłowo.
Że kurwa co?! Dopiero teraz dotarły do mnie ostatnie słowa przyjaciółki.
- Are you out of your fucking mind?! – z tej wściekłości zaczęłam napierdalać po angielsku.
- Yyy… Przetłumacz. – wyjąkała zaskoczona.
No pierdolnę zaraz! Ona chce, żeby jej tłumaczyć, co to znaczy?! Zaczynam mieć spore wątpliwości, czy ta suka chodziła do szkoły! Cholera, uspokój się, Jimeno! Nie wolno Ci obrażać najlepszej przyjaciółki. To wszystko z nerwów i przez tego chuja, który myśli, że może mnie kupić za 15 dolców! Wkurwił mnie tak mocno, że chyba zaraz wypalę całą paczkę fajek.
- Kompletnie postradałaś swoje pieprzone zmysły?! – przetłumaczyłam. – Czy ten gnój ma się za mojego Alfonsa?!
- Raczej za Twojego kochanka, skoro z nim sypiasz. – podsumowała Katia.
Nie miałam już siły wmawiać jej, że uprawiałam seks z tym sukinsynem. Nie wytrzymałam i rozłączyłam się, po czym rzuciłam telefonem o ścianę.
- Omal nie przespałam się z psychopatą! – krzyknęłam.
Jeszcze zobaczymy, kto kogo będzie błagał… Zemsta będzie słodka! |
|
|
CamilaDarien |
Wysłany: Śro 5:29, 09 Maj 2012 Temat postu: |
|
Odskoczyłam od mężczyzny i popatrzyłam na Teresę, która rzucała mi pogardliwe spojrzenia. O nie! Jeszcze brakowało tego, żebym została zwolniona! Ernesto chyba kompletnie postradał zmysły, bo przy matce zapytał czy za nim tęskniłam. Myślałam, że go normalnie uduszę. Powstrzymałam się jednak…
- To jest moja narzeczona mamo. – wypalił nagle Ernesto. Czy on zwariował?! Teraz już przegiął!
- To nieprawda! – zaprotestowałam.
- Kochanie, nie wypieraj się miłości, którą mnie darzysz! – skwitował ten kretyn z cwaniackim uśmiechem. – Kupiłem Ci nawet bieliznę. – te słowa mnie zatkały. On naprawdę chce oberwać!
- Camilo! Wyjdź i wracaj do swoich obowiązków! – rozkazała Teresa.
- Por supuesto señora. – odpowiedziałam po hiszpańsku, po czym dodałam. – Que tengas un buen día! Permiso!
Wyszłam, zostawiając uchylone drzwi. Chcąc, nie chcąc zaczęłam podsłuchiwać. Przecież muszę się przygotować na ewentualność zwolnienia mnie z pracy! Te krzyki, które wydobywały się z ust Teresy po raz kolejny rozbudzały we mnie mieszane uczucia, niczym szewska pasja.
- Ernesto! Wyjaśnij mi, co mają znaczyć te głupie insynuacje względem tej prostaczki! – Pani domu wpadła w szał i zaczęła mnie obrażać. Chyba zaraz tam wejdę i jej wygarnę! Co ona sobie wyobraża?! Ta podstarzała larwa nie ma prawa mnie oceniać!
- Wybacz mamo, ale to nie są żadne insynuacje. – zaprotestował Ernesto. – Ja Camilę kocham!
- No Ty chyba nie mówisz poważnie synu…?! – oburzyła się Pani Laponte.
- Owszem, mówię poważnie. – mężczyzna na chwilę zamilkł, po czym wypalił bez głębszego zastanowienia. – Zamierzam ożenić się z Camilą mamo!
Zamarłam. Czy jemu do reszty mózg zeżarło?! Chyba zwariował jeśli myśli, że przekona mnie do małżeństwa! Co prawda było miłe to, że mnie bronił, ale bez przesady… Żeby od razu pchać się do ołtarza?!
- Jeśli to zrobisz, przestanę Cię finansować! – zagroziła Teresa i ruszyła w stronę drzwi.
Odskoczyłam w pośpiechu i zaczęłam udawać, że sprzątam. Kobieta obdarzyła mnie tylko pogardliwym spojrzeniem, po czym zdecydowanym i pewnym krokiem przeszła przez korytarz, znikając za zakrętem.
Po zniknięciu matki, Ernesto wyszedł do holu i niczym porywacz wciągnął mnie z powrotem do swojego pokoju. Nie śmiałam zaprotestować… To przecież syn mojej pracodawczyni!
Kiedy już znalazłam się u jego boku, on podszedł do drzwi i zamknął je na klucz. Co on u licha wyprawia?! Czy planuje mnie tutaj zabić czy zgwałcić?! Cokolwiek by to nie było, mam jak najgorsze przeczucia…
- Mam już zacząć się bać?! – zapytałam, nie kryjąc złości.
- Jeszcze nie teraz! – sprostował chłopak.
Powędrowałam spojrzeniem w miejsce, w którym zatrzymał się jego wzrok. Cóż za niespodzianka… Ernesto przyglądał się tak nie czemu innemu jak damskiej, seksownej bieliźnie, którą znałazłam w jego walizce parę minut temu. Leżała ona na starannie zaścielonym łóżku. Nie! On tego nie zrobił! Pewnie któraś ze służących, bo ja nigdy nie wchodzę do tego pokoju… No, prawie nigdy…
- W takim razie kiedy?! Kiedy już mnie zabijesz?! – zapytałam w końcu oburzona jego zachowaniem.
- Wcale nie zamierzałem robić Ci krzywdy. Przepraszam, jeśli tak to zrozumiałaś!
Niemożliwe! On zna takie słowo?! Jestem zaskoczona!
- Przeprosiny przyjęte. – odpowiedziałam, poprawiając fartuszek. – A teraz czy możesz mnie wypuścić???
- Przykro mi, ale najpierw musisz przymierzyć prezent, który Ci kupiłem! – zrobił maślane oczka.
- Ty kompletnie postradałeś zmysły Ernesto! Jeśli Twoja matka po raz kolejny tutaj wejdzie, już na pewno mnie wyrzuci! – zamilkłam, lecz po chwili dodałam. – Właściwie to chciałam Ci podziękować za to, że mnie broniłeś. Nie musiałeś tego robić. Jednak Twoje argumenty były nader przesadzone! Ja za Ciebie nie wyjdę Ernesto!
- I tak wkrótce będziesz moja… Zapewniam Cię. – stwierdził z niezwykłą pewnością siebie i pocałował mnie. Nie czekając ani chwili, wyrwałam mu się.
- Nigdy więcej tego nie rób Ernesto! NIGDY! – krzyknęłam i próbowałam uciec. Mężczyzna zastawił mi jednak drogę swoim ciałem i pokazał klucz.
- Pamiętasz?! Zamknięte! – zaśmiał się. – Dopóki mam kluczyk, nie wyjdziesz z tego pokoju ślicznotko…
- Nie mów tak do mnie! – zaczęłam go bić po piersi, ale on złapał mnie ciasno w pół i przyciągnął do siebie.
- Dlaczego mi się opierasz?! – zapytał, uśmiechając się przebiegle. – Przecież wiem, że pragniesz mnie od pierwszego spotkania.
- Nieprawda! – w końcu udało mi się wyswobodzić z silnego uścisku Ernesto. Satysfakcja malująca się na mojej twarzy, zaniepokoiła chłopaka. Ja widząc jego minę, pokazałam mu tylko klucz, który wyciągnęłam z tylniej kieszeni jego spodni i w mgnieniu oka wszystko stało się dla niego jasne!
- Ty przebiegła dziewczyno! – skarcił mnie dzikim spojrzeniem. Jednak zanim zdążył ponownie mnie złapać, ja już zniknęłam mu z oczu.
Muszę porozmawiać z Teresą! Zresztą po co będę sobie psuć nerwy?! Równie dobrze mogę pogadać z nią jutro. Chyba dzisiaj nie mam na to siły…
*****
Muszę zajrzeć na moment do kancelarii. Jeśli tego nie zrobię, Georgio chyba usmaży mnie i zje na kolacje. Obiecałam jeszcze przejrzeć jego papiery rozwodowe. W sumie ma taką fajną żonę, a chce się od niej uwolnić… Dobra… To była ironia! Nie wiem czy ktoś lubi, gdy partnerka przykuwa go do kaloryfera i każe siedzieć cicho! Georgio najwyraźniej tego nienawidzi! No ale cóż… To nie moja sprawa!
Weszłam do swojego gabinetu i rzuciłam na biurko wypchaną po brzegi teczkę z dokumentami. Spojrzałam na zdjęcie rodziców i opuszkami palców pogładziłam ich wizerunki. Gdyby tylko żyli, wszystko byłoby łatwiejsze, a ja nie musiałabym udawać kogoś kim nie jestem i raczej nigdy nie będę!
Opadłam bezwładnie na fotel i przeczytałam karteczkę, którą zostawił mi szef. Pewnie list miłosny… Po wczorajszym pocałunku nadal czuję obrzydzenie.
Droga Jimeno!
Przejrzyj proszę moje papiery rozwodowe. Chcę jak najszybciej uwolnić się od swojej żony!
P.S. Wczorajszy całus był słodki.
Georgio.
Co za palant! Myśli, że skoro się rozwodzi, to wszystko mu wolno! Zarywać to on sobie może do owiec, ale nie do mnie!
Dobra. Muszę w końcu zabrać się do roboty. Po kilku godzinach przeczytałam wreszcie te cholerne akta, ale nijak nie umiałam ich opracować… A przecież na Sali Sądowej nie mogę zaliczyć klapy. Chyba nie potrafię się dzisiaj skupić. Najpierw wkurzył mnie Ernesto, teraz Georgio! Mam dość facetów! Jeszcze tego całego Alexa brakuje do kompletu! Oj, uważaj Jimeno, bo jeszcze się pojawi…
Usłyszałam pukanie do drzwi. Tylko mi tego brakowało! Czy ja nie zasługuje na spokój?!
- Jimeno otwórz! To ja!
- Nie wątpię! Zawsze wyczujesz odpowiedni moment! – wrzasnęłam na cały regulator, wierząc, że mój nieproszony gość zrozumie aluzje i odejdzie. Jednak moje starania nie przyniosły zadowalającego efektu. Prawdziwy uparciuch mi się trafił!
- Proszę Cię. Daj mi 5 minut i znikam. – błagalny głos doszedł do moich uszu.
- No dobra! Wejdź Katio. – dałam pozwolenie i po chwili stanęła przede mną moja najlepsza przyjaciółka.
- Mów czego chcesz i spadaj! – wyjąkałam niegrzecznie. Nieźle mnie ostatnio wkurzyła.
- Zły humorek?! – zapytała, jak gdyby nie wiedziała o co chodzi.
- Nie mam ochoty na sprzeczki. Przynajmniej nie dzisiaj! – podkreśliłam i upiłam łyk kawy. Moje jedyne uzależnienie…
- Mam dla Ciebie informacje o twoim bracie. – rzuciła nagle Katia, a ja zamarłam.
Jak ona śmie go wspominać?! Minęło tyle czasu, ale rany jeszcze się nie zagoiły… Nadal są świeże.
- To był cios poniżej pasa Katio! – skarciłam przyjaciółkę, posyłając jej wściekłe spojrzenie. – To, że Pablo nie żyje, nie upoważnia Cię do tego, że możesz burzyć mój świat, wspominając jego śmierć.
- Mylisz się Jimeno! – przywróciła mnie na ziemię ostrym tonem. – Pablo żyje i ma się dobrze!
W momencie mnie zamurowało. Do oczu zaczęły cisnąć się łzy, których w żaden możliwy sposób nie potrafiłam zahamować. A niech to szlak!
- O czym Ty mówisz do jasnej cholery?! – zapytałam z wyrzutem, potrząsając Katią na wszystkie strony.
- Twój brat nie umarł! On żyje Jimeno!
*****
Ostatnie słowa Katii dźwięczały mi w głowie przez cały wieczór. Nie mogłam zasnąć, zadręczając się myślą, że mój braciszek może być w ogromnym niebezpieczeństwie. Minęło tyle lat, a ja dopiero teraz dowiaduję się, że on żyje?! To chyba jakiś żart! Dlaczego dopiero dzisiaj raczył się odezwać?! I to jeszcze nie do mnie tylko do Kataliny?! Nie umiem tego pojąć! Mam nadzieję, że kiedy stanę z nim oko w oko, wyjaśni mi swoje tajemnicze zniknięcie i rzekomą śmierć!
Usiadłam bezradnie na werandzie i zaczęłam myśleć o Alexie. Zupełnie nie wiem czemu, ale ten facet strasznie mnie pociągał. Nagle poczułam na swoim ramieniu czuły, męski dotyk. Czyżby Alex?! Odwróciłam się gwałtownie i doznałam głębokiego rozczarowania. To był ten mój podły szef Georgio! Rzuciłam mu gniewne spojrzenie i z wyrzutem w głosie zapytałam, wręcz krzyknęłam:
- Czego chcesz palancie?!
- Miłe powitanie! Oj, bardzo miłe! – uśmiechnął się z sarkazmem i po chwili milczenia zaatakował mnie pytaniem. – Może dasz się zaprosić na kawę złośnico?
No zaraz tu padnę plackiem na asfalt! Czy do niego nie docierają subtelne aluzje?! No cóż… Będę musiała sięgnąć po drastyczne środki.
- Cholera jasna Georgio, jak nazywam Cię palantem, to jak myślisz dlaczego?! – zapytałam z ironią i od razu odpowiedziałam. – Bo chcę żebyś się odpieprzył! Czy to tak trudno pojąć?!
- Widzę, że humorek dzisiaj nie dopisuję, ale to nic! I tak Cię porwę! – po tych słowach chwycił mnie na ręce i przełożył sobie przez ramię.
Co za świr! Matko Boska, z kim ja pracuję?!
- Georgio puszczaj! To, że całowaliśmy się na korytarzu w firmie, to nie znaczy jeszcze, że po Twoim rozwodzie bierzemy ślub i jedziemy w podróż poślubną na Hawaje kretynie! – wykrzyczałam, szarpiąc się na wszystkie strony. Niech mnie tylko postawi, a nogi mu z dupy powyrywam!
- Propozycja nie do odrzucenia! Kiedy ślub?! – zapytał, kpiąc sobie ze mnie.
- Lepiej mnie puść, bo zamiast ślubu spotkamy się na Twoim pogrzebie! – krzyknęłam i kopnęłam go nogą. Nawet nie wiem gdzie, ale chyba zabolało, bo mnie puścił.
- Zwariowałaś?! – wyjąkał, kuląc się z bólu.
- To masz za nie trzymanie łap przy sobie! – wyjaśniłam spokojnie z triumfalnym uśmiechem.
**********
A może bym tak poszła zobaczyć, co dzieje się u Lapontów?! Przecież nie mogę sobie odmówić podsłuchania kolejnej karczemnej awantury, którą bez wątpienia właśnie urządza Pani Teresa Ernestowi. W końcu to ja jestem teraz jej głównym powodem do kłótni z synem. Swoją drogą ciekawi mnie, jaki cel miał ten kretyn w tym, że powiedział matce, iż jesteśmy zaręczeni?! Przecież to niedorzeczne! Jakiś kompletny absurd! No ale cóż… Na szczęście to on będzie miał kłopoty z tego powodu, a nie ja!
A nie mówiłam?! Już od progu usłyszałam krzyki mojej wspaniałej pracodawczyni. Jednak poniekąd myliłam się! Tym razem nie kłóciła się z synem tylko ze swoim mężem! Może dowiedziała się o jego zdradach?! Cóż… Nikomu źle nie życzę, ale lepiej by było, gdyby wywaliła go z domu na zbity pysk, bo jej kochany mężulek to fałszywy oszust! Zwykła szuja! Ma chętkę na młode ciałka i wcale się tego nie wstydzi. Mnie już proponował upojną noc w świetle księżyca! Podły drań! Oczywiście skopałam mu tyłek i wystrzeliłam go z procy na drzewo! Haha! Przez pół dnia męczył się, żeby stamtąd zejść! Ja miałam niezły ubaw, a on nauczkę, że ze mną się nie zaczyna! Ale dość już o tym. Skupmy się na teraźniejszości.
A więc… Jak zwykle, tradycyjnie schowałam się na filarem i zaczęłam podsłuchiwać, o czym rozmawia małżeństwo. Właściwie trudno było to nazwać rozmową. Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale już taka jestem! Ciekawska! Wszystko muszę zawsze wiedzieć jako pierwsza.
- Andreas, do cholery! To kolejny anonim w tym tygodniu! – krzyknęła Teresa bardzo głośno do męża.
- Co mogę poradzić na to, że jesteś taka łatwowierna Tereso?! – ni to zapytał, ni stwierdził Andreas.
- A co?! Może mi powiesz, że to co tutaj jest napisane to nieprawda, hmm?! – wściekła kobieta rzuciła w męża pogniecionym świstkiem papieru i złapała się za głowę.
Normalnie myślałam, że wyrwie sobie wszystkie włosy, ale jednak nie zrobiła tego. A szkoda… Miałabym niezły ubaw, gdybym ujrzała ją łysą. A może nie wszystko stracone i kiedyś będzie mi to dane?! Poczekamy, zobaczymy!
- A co tam takiego strasznego wyczytałaś?! – oburzył się mężczyzna, podnosząc z ziemi ową kartkę papieru.
- Że masz romans! – krzyknęła Teresa o wiele głośniej niż wcześniej.
No tak! To musiało w końcu nastąpić! W sumie to żałuję, że ja nie wpadałam na ten pomysł, by napisać anonim. Autorka tego dzieła musiała się nieźle napracować. Muszę się dowiedzieć kim ona jest! Na pewno byśmy się zaprzyjaźniły… No chyba, że ta kobieta to wykwalifikowana dziwka, która żąda kasy od kochanka albo tego, by rzucił dla niej żonę! W głębi duszy mam jednak nadzieję, że to kolejna skrzywdzona dziewczyna, której proponował namiętne chwile w łożu. Nie żebym komuś tego życzyła, ale jeśli była ona molestowana przez tego człowieka, to chciałabym jej jakoś pomóc.
A wracając do Teresy to nie wiedziałam, że można tak głośno się wydzierać! Cóż… Zemsta jest słodka!
- Że co proszę?! – Andreas udał zaskoczonego. Kiepsko mu to wyszło, ale czego się nie robi dla chęci niezdemaskowania siebie samego przed żoną???
- Nie udawaj zszokowanego tym faktem, bo Twoje zachowanie w tym momencie jest żałosne! – stwierdziła zła Teresa, nieco spuszczając z tonu. – Choć raz przyznaj się do błędu i nie bądź tchórzem Andreas! – uderzyła w najczulszy punkt mężczyzny.
- Nie nazywaj mnie tak, rozumiesz?! – facet wpadł w szał i mocno ścisnął nadgarstek żony, po czym dodał. – Bo możesz gorzko tego pożałować!
Co za bydlak! Fiut nadal idzie w zaparte! Wiem, że Teresa to wiedźma, ale nawet jej nie życzę takiego śmiecia za partnera życiowego.
- Grozisz mi?! – kobieta wyrwała się z silnego uścisku męża. – Nie boję się! – postawiła się Pani domu.
Brawo! Całkowicie ją popieram! Tak z nimi chłopami trzeba!
- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem?! – oburzył się Andreas.
- Mogę i nikt mi tego nie zabroni! A już tym bardziej nie Ty! – krzyknęła i odeszła w tylko sobie znanym kierunku.
No, jestem pod wrażeniem! Odwagę to ona miała, nie ma co! Może jednak nie jest taka zła?! Kto wie czy się z nią kiedyś nie zaprzyjaźnię?! Cholera!!! Co ja gadam?! Te trzy wcielenia rzuciły mi się już na mózg! Niestety na razie moja aktualna sytuacja nie pozwala mi na rzucenie tego wszystkiego w diabły! A szkoda… Chciałabym już móc się od tego uwolnić i żyć jak każdy normalny człowiek!
**********
Koniec! Chcę odprężyć się po tym koszmarnym dniu. Może poczytam jakąś dobrą książkę albo upije się do nieprzytomności?! Ale najpierw…
Muszę skontaktować się z tym draniem moim bratem! Nie daruję mu tego, że wylałam przez niego tyle łez! Jak on mógł przez tyle lat ukrywać tak istotny fakt, że jest cały i zdrowy?! Mam ochotę sprać go na kwaśne jabłko, ale niestety jest już dorosły. A właściwie to co mnie to obchodzi?! I tak mu dam klapsa jak wróci! Oczywiście cieszę się, że on żyje i nic mu nie jest, ale cholera przestraszył mnie gówniarz! Przez niego od pięciu lat żyję w ciągłym strachu i obwiniam się, że to ja go zabiłam! Kurwa! No przysięgam, że jeśli nie poda jakiegoś sensownego powodu, skopię mu tyłek! Pablo, Pablo… Tęskniłam za Tobą braciszku!
Nagle z rozmyślania wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Kogo tam do cholery niesie o tej porze?! Już myślałam, że spędzę ten wieczór w samotności, delektując się smakiem mojego ulubionego czerwonego wina. A niech to! Ani chwili spokoju! Oj, moje życie jest aż nazbyt skomplikowane! Wyszłam spod koca, położyłam na stoliku do połowy pełny kieliszek i ruszyłam do drzwi.
- Kto tam?! – zapytałam, gdyż przez wizjer nie było nic widać. Tylko ciemność.
- Święty Mikołaj! – zażartował gość niewiadomej tożsamości.
Ktoś ewidentnie prosił się o guza! Czy Wy ludzie nie rozumiecie, że ja dziś nie mam ochoty na żarty?!
- Bardzo śmieszne! Kim jesteś?! – zapytałam raz jeszcze lekko podenerwowana zaistniałą sytuacją.
- To ja, Katia! – odpowiedziała kobieta zza drzwi już bardziej oficjalnym tonem.
- Aaaa… Przestraszyłaś mnie. – powiedziałam, po czym wpuściłam ją do środka. – Wygląda na to, że razem wypijemy to wino!
- Kusząca propozycja! – zgodziła się ze mną przyjaciółka i poszłyśmy razem do salonu.
- Masz jakiś dziwny głos, stało się coś? – zapytałam nieco zaniepokojona.
- Przeziębiłam się troszkę, ale spokojnie! To nie jest zaraźliwe! – wyjaśniła Katia.
- No ja myślę! – krzyknęłam z ironią w głosie i uśmiechnęłam się szeroko. – Nie mam zamiaru teraz chorować.
- Pablo jutro wraca! – Katia nieoczekiwanie zmieniła temat.
No tak! To było do niej podobne! Zawsze lubiła mocne wejścia i ciosy poniżej pasa! Jednakże ta wiadomość ucieszyła mnie.
- Musiałaś w takim momencie?! – zapytałam, udając, że jestem na nią zła.
- Daj spokój! Nie cieszysz się?! – kobieta zdziwiła się moją reakcją.
- Jasne, że się cieszę! – nagle skoczyłam z radości w taki sposób, że Katia prawie dostała zawału.
- Chryste! Ty to lubisz budować napięcie! Przez Ciebie o mało nie zeszłam z tego świata. – odpowiedziała dziewczyna, gdy trochę już ochłonęła po moim heroicznym czynie.
- No dobra, przepraszam!
Nie wierzę, że to powiedziałam. Muszę się strasznie źle czuć, że zdobyłam się na przeprosiny. To słowo nigdy nie przechodzi mi to przez gardło, a tu proszę! Takie zaskoczenie!
- Wow! Kto jak kto, ale po Tobie bym się tego nie spodziewała! – skomentowała Katia.
- No, ja po sobie też bym się tego nie spodziewała… Aż do tej chwili! To nie do wiary jak strasznie mi odbija przez ten alkohol! – po tych słowach zaczęłam się śmiać jak głupia. Sama nie wiem z czego, ale tak już mają wariatki, a ja nią jestem bez wątpienia!
No nie! Kolejny dzwonek do drzwi! Kto to znowu?!
Tym razem nawet nie spojrzałam przez wizjer tylko gwałtownym ruchem pociągnęłam za klamkę… Widok osoby, którą ujrzałam, zamurował mnie…
- Alex?! – tylko tyle zdołałam wydusić. |
|
|
CamilaDarien |
Wysłany: Wto 20:31, 08 Maj 2012 Temat postu: |
|
O jak dobrze… Rześkie powietrze tuż po przebudzeniu to dla moich nozdrzy wręcz odprężenie po tym cholernym koszmarze! Podeszłam do okna i odgarnęłam z czoła kosmyki włosów, błądzące po mojej twarzy. Ten nieład artystyczny panujący na mojej głowie, jest wprost nie do zniesienia! Skierowałam się w stronę łazienki i chwyciłam w pośpiechu szczotkę do włosów. Jeśli uda mi się je rozczesać, to będzie cud! Uff… Na szczęście! Jeszcze tylko szybki prysznic, śniadanie i mogę znowu udać się w niezapomnianą podróż dookoła swoich trzech tożsamości… Właściwie jeszcze dwóch… Po zjedzeniu pysznego tosta z dżemem i wypiciu soku pomarańczowego, oblizałam się smakowicie i wytarłam usta serwetką. Najtrudniej zawsze mi było dobrać odpowiednią garderobę. No cóż… Kobieta o dwóch, a co dopiero trzech twarzach potrzebuje spory zapas ciuchów!
Nadszedł czas, by wyjść do pracy. Tylko której?! Sama się już w tym wszystkim gubię. Chyba już bardziej nie można sobie skomplikować życia! Ach tak… Przecież dzisiaj mam służbę w domu państwa Laponte. Kolejny raz muszę założyć ten obskurny uniform służącej. Po co ja to robię?! A no właśnie… Dlatego, że lubię.
Wyszłam z domu, zamykając drzwi. W końcu czekał mnie kolejny pracowity dzień w gronie tych bogaczy, którzy świata nie widzieli poza forsą. Niestety, nie mogę się spóźnić. Nie chcę żeby mnie wylali!
Chociaż kobieta mająca więcej niż tylko jedną tożsamość, nie powinna się martwić o stałe dochody… Jako prawniczka zarabiam całkiem sporą sumkę. Jednak to ciągle mało, by móc odbudować, to co straciłam… Jednak dość już użalania się nad sobą! Trzeba zebrać w sobie siły i wejść…
Od progu usłyszałam wrzaski Pani Teresy, która darła jadaczkę prawdopodobnie od bladego świtu… No ale cóż… Jej natura awanturniczki ciągle mnie zaskakiwała.
- Tak Pani Tereso, już idę! – krzyknęłam, gdy usłyszałam swoje imię. Swoje?! Przecież mam ich kilka. Które jest prawdziwe?! Chyba sama się jeszcze nie połapałam, kim tak naprawdę jestem.
- Szybciej Camilo! – popędzała mnie pracodawczyni z wrogim spojrzeniem, skierowanym w moją stronę. – Nie będę na Ciebie czekać w nieskończoność! Chyba, że chcesz pożegnać się z tą pracą! – zagroziła.
Phi… Myśli, że się jej boję… Może mi naskoczyć!
- Przepraszam, ale dopiero weszłam i chyba powinnam się przebrać w uniform. – odpowiedziałam szybko, wyciągając z torebki starannie poskładany strój. – Czy Pani jest tego samego zdania???
- Owszem! – odrzekła Teresa, rzucając mi karcące spojrzenie.
Wstrętne babsko, myśli że wszyscy się jej boją... Pewnie nawet nie wie, że mąż ją zdradza, a syn dawno uciekłby od niej, gdyby nie dawała mu kasy. Ale dość już o tym babsztylu... Przebrałam się w uniform i wróciłam do Pani Teresy, czekając na jej polecenia.
- A teraz moja droga, masz wyszorować kafelki w łazience! Mają lśnić! – rzuciła, po czym odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w kierunku swojego gabinetu.
Zołza! Przecież te kafelki wyglądają tragicznie. Zaczynam się poważnie zastanawiać czy nie odbyła się tutaj trzecia wojna światowa?! Ze spuszczoną głową poszłam do wspomnianej już łazienki, biorąc po drodze wszystkie dostępne mi środki czystości. Kiedy otworzyłam drzwi, ukazało mi się istne pobojowisko. Jeśli doczyszczę te kafelki przed moją trzydziestką to, to będzie jakiś cud, a miałam przecież wieczorem zajrzeć jeszcze do kancelarii. No cóż… Chyba powinnam poprosić o podwyżkę... Jestem w końcu człowiekiem a nie cudotwórcą... Chociaż jak teraz tak na to patrzę, to tu nawet i cudotwórca by nie pomógł. Ciekawa jestem, kiedy ktoś ostatnio to czyścił?! Podejrzewam, że pierwszy raz było tu czysto, kiedy ten dom był budowany. Cóż… Zabieram się do pracy. Ten bajzel sam się nie posprząta... A szkoda!
Po trzech żmudnych godzinach męczarni w końcu udało mi się doprowadzić te kafelki do stanu pierwotnego. Ależ one były brudne! Zupełnie nie rozumiem, jak Teresa mogła do tego doprowadzić! No tak! Przecież to Pani domu, a takie są najgorsze! One nie mogą zbrudzić sobie rączek, bo nie daj Bóg jeszcze się rozchorują… Jak ja nienawidzę takich ludzi! Grrr… Aż przechodzi mnie gęsia skórka, jak o niej pomyślę dłużej niż przez sekundę!
A więc praca wykonana! Mogę jechać do domu. Nareszcie… Na dzisiaj chyba mam dość Teresy i jej kafelek łazienkowych! Aż się boję, co ona wymyśli jutro…
Przebrałam się w swoje ciuchy i wyszłam z rezydencji państwa Laponte. Boże… Co za ohydne nazwisko! Za nic w świecie nie chciałabym się tak nazywać! Wsiadłam do samochodu i włożyłam kluczyki do stacyjki. Po chwili ruszyłam z piskiem opon. Nie ujechałam kilku kilometrów, gdy pod koła samochodu wpakował mi się jakiś facet. Prawdopodobnie bez mózgu… Postanowiłam jednak sprawdzić to osobiście! Wysiadłam z wozu i zaczęłam krzyczeć. Mężczyzna stał nieruchomo i słuchał z uwagą wszystkich moich przekleństw pod jego adresem. Chyba trochę przesadziłam, bo zdenerwował się i podszedł do mnie szybkim krokiem. Wydawało mi się, że chciał mi dać w twarz. On jednak zrobił coś dokładnie przeciwnego! Pocałował mnie…
Pocałunek był słodki. Spodobało mi się, choć uparcie próbowałam myśleć, że to najgorsze doświadczenie w moim życiu. Kimkolwiek jest ten dupek, oberwie, gdy tylko uda mi się uwolnić z jego objęć. Oj, chyba nie chcę tego przerywać… Cholera! On tak cudnie całuje! Przestań! Weź się w garść Sofio! Wow! Niezła jestem! Właśnie przybrałam trzecią tożsamość! No cóż… Powinnam być już przyzwyczajona do swoich kilku wcieleń… Niestety ciągle chyba nie umiem się z tym pogodzić…
W końcu zebrałam się na odwagę i odepchnęłam go, wymierzając mu w odpowiedzi siarczysty policzek. O rany! Nie wierzę, że to zrobiłam…
Staliśmy tak dobre kilka minut, a samochody trąbiły na Nas jak oszalałe… W końcu zrobiliśmy niezłe zamieszane… Korek jak stąd do Meksyku! Zresztą dosyć już tych zaczarowanych spojrzeń. Trzeba wrócić na ziemię! Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności i spoliczkowałam go po raz kolejny. Zupełnie nie wiem czemu…???? Nie wiem co sobie wtedy myślałam, ale chyba nic! Nie lada było moje zdziwienie, gdy ten pochwycił mnie w swoje ramiona i znowu złożył na moich ustach jakże namiętny pocałunek… Teraz to już przegiął! Wkurzyłam się, jednak próba wyrwania się mojemu oprawcy, nie powiodła się. Trzymał mnie mocno i za nic w świecie nie chciał puścić! Już ja mu dam popalić! Jak on w ogóle śmie mnie całować???? I to przy ludziach???? Za grosz mnie nie zna, a ja nie znam jego! No chyba jakieś kpiny!
Wreszcie mój szanowny nieznajomy się zlitował i przestał mnie całować. Nie wiem czy mam płakać, czy się śmiać?? Ale mniejsza z tym… Tym razem zastosowałam inną taktykę działania. Zamiast w twarz, uderzyłam faceta kolanem w krocze. Chyba go zabolało, bo głośno jęknął i zwinął się z bólu… No cóż… Efekt zadowalający… Teraz przynajmniej będzie wiedział, że ze mną się nie zadziera! Postanowiłam mu wygarnąć…
- Za kogo się uważasz do cholery jasnej, że pozwalasz sobie mnie całować, kiedy Ci się żywnie podoba?! – zapytałam, nie kryjąc złości.
- Alex Delmar. – odrzekł jak gdyby nigdy nic i uśmiechnął się rozbrajająco.
- Już Cię nie boli?! – spytałam, widząc jego dobry humor.
- Nie. – odpowiedział, zachwycając się swoimi włosami. Owszem, były piękne, ale bez przesady…
- A szkoda... – westchnęłam kąśliwie i uderzyłam go jeszcze raz, ale tym razem mocniej.
Poczekałam chwilę, po czym wsiadłam do auta i odjechałam. Jak wstanie, to mnie zabije i to jest bardziej niż pewne.
*****
No tak… Znowu zmiana tożsamości! Kim teraz jestem?! Ach tak… Jimeną Sabes, wziętą Panią adwokat, w rzeczywistości pewnie od siedmiu boleści! No ale cóż… Lubię tę pracę. Odpręża mnie. Tym bardziej, że uwielbiam patrzeć na wystrój mojego gabinetu. Jest przytulny i świetnie mi się w nim pracuje. W rogu stoi ulubiony fotel mojego świętej pamięci brata… Boże miej go w swojej opiece… Przeze mnie stracił życie… Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz braciszku… Bardzo Cię kocham! Po chwili dotknęłam policzka i poczułam wilgoć. Dłonią otarłam łzy. No cóż… Ten mebel zawsze przywołuje smutne wspomnienia… Ale jest również moją jedyną pamiątką, jaka została mi po Pablo. Jeśli się nie domyśliliście, tak miał na imię mój brat.
Wracając jednak do mojego pięknego gabineciku… Ściany były pomalowane na jasny fiolet, a moje biurko zdobiła gustowna ramka ze zdjęciem… Czyim?! Rodziców! Byli tacy szczęśliwi… Ach wiele bym dała, by cofnąć czas. Niestety jest już na to za późno!
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Co u licha?! Kto śmie przerywać moją słodką samotność?!
- Kto tam??? – zapytałam, próbując uwolnić myśli, krążące nieustannie wokół wydarzeń z przeszłości.
- To ja! – usłyszałam donośny męski głos. Świetnie! Tylko o tym marzyłam! Nie ma to jak wizyta szefa. – Wpuścisz mnie?? – dodał, jakby spodziewał się odmowy. Może powinnam powiedzieć, żeby wrócił później… Co mi szkodzi?? Przecież mnie za to nie zwolni!
- Jestem zajęta Georgio! Pracuję!
Szef chyba się mocno wkurzył, bo gdy to powiedziałam, kopnął w drzwi i odszedł w tylko sobie znanym kierunku… Prawdopodobnie poszedł na jednego głębszego do baru za rogiem, ale to jego sprawa… Jestem przekonana, że kiedy wróci będzie zalany w trupa. Zresztą to nic nowego! Tak jest za każdym razem!
Usiadłam wygodnie za biurkiem i wyjęłam z teczki dokumenty. Zaczęłam czytać akta, dotyczące sprawy rozwodowej… Zresztą ostatnio tylko takie sprawy prowadzę… Co się z tymi ludźmi dzieje?! Powariowali czy co?! Wszyscy rozwody chcą brać! Przygotowałam się i wreszcie mogłam trochę poleniuchować… Jak sobie pomyślę, że jutro muszę iść do rezydencji Lapontów, to aż mi się niedobrze robi. Wrzaski Teresy są czasem nie do zniesienia. No ale cóż, taki już los kobiety o trzech twarzach.
Słyszałam ostatnio, że do posiadłości ma wrócić jej syn prosto ze studiów. Ciekawe czy Ernesto bardzo się zmienił, odkąd ostatnim razem go widziałam... Mam szczerą nadzieję, że on o mnie zapomniał. Z drugiej jednak strony jeśli byłby taki, jakiego go sobie wyobrażałam, to może pomógłby mi wreszcie odnaleźć samą siebie. Trzy wcielenia są bardzo męczące... Moje rozmyślania znów przerwało pukanie do drzwi. Czyżby Georgio już wrócił? Nie... To przecież niemożliwe!
- Proszę! – krzyknęłam, poprawiając włosy. Postanowiłam mu odpuścić… Jeśli oczywiście to naprawdę on… Chociaż szczerze w to wątpię… Na wszelki wypadek odwrócę się do okna. Może mnie nie zauważy… Marzenia…
- Dzień dobry. – przywitał się nieznajomy. Ups… Ja znam ten głos. Tylko skąd?!
Odwróciłam się… No nie!!! To znowu ten dupek, któremu skopałam tyłek dzisiaj rano! Mam cichą nadzieję, że tego nie pamięta i że znowu nie zacznie mnie całować! Wtedy to dopiero mu przyłożę…
- Dzień dobry. – odrzekłam zrezygnowana, udając, że na kogoś czekam.
- No proszę, proszę… Jestem ciekaw czy podobały Ci się tortury, które zaserwowałaś mi dzisiejszego poranka?! – zakpił.
- Ciesz się, że nie dostałeś mocniej! – powiedziałam, uśmiechając się ironicznie. W głębi duszy modliłam się o kolejny pocałunek.
- A więc, pracujesz tutaj?! – gwałtownie zmienił temat.
- Nie. – skłamałam. – Czekam na Jimenę… Ale chyba się nie doczekam, więc lepiej już pójdę! – rzuciłam w pośpiechu i zaczęłam iść. Mężczyzna jednak zatrzymał mnie, łapiąc w talii…
Cholera jasna! Zaklęłam w duszy. Żeby tylko mnie nie pocałował… O rany! Ja chyba jestem jakaś nienormalna! Z jednej strony chcę, a z drugiej nie! Zdecyduj się dziewczyno!
- Dokąd się wybierasz mi amor?! – zwrócił się do mnie po hiszpańsku. Nie wiem czy traktować to jako komplement, czy jako obelgę. Za kogo on się uważa?! O ile dobrze pamiętam ma na imię Alex… No dobrze kochasiu! Czas pokazać Ci, gdzie raki zimują!
- Natychmiast mnie puść albo zacznę krzyczeć! – zagroziłam, lecz on nie przejął się tym zbytnio.
- A krzycz sobie! – zaśmiał się... Dobra, sam tego chciałeś.
- Na pomoc!!!! – wrzasnęłam na cały regulator. Alex zatkał mi usta dłonią.
- Co robisz głupia?! – syknął. Nie mogłam sie powstrzymać i ugryzłam go w palec.
- Wzywam pomocy. – powiedziałam, uśmiechając się mściwie.
- Zwariowałaś?! – rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- To Ty chyba oszalałeś! Za kogo Ty się uważasz?! Za mojego właściciela?! W ogóle czego Ty ode mnie chcesz człowieku?! – zapytałam z oburzeniem.
- Oj, nie chcesz wiedzieć... – seksownie wyszeptał mi do ucha. Zadrżałam.
Mimowolnie przywarłam do niego i wciągnęłam w nozdrza jego zapach wody kolońskiej. O matko! Zaraz zemdleję… On tak cudownie pachnie! Nie wariuj Sofio! Skarciłam się w duchu i odepchnęłam go.
- Mam dość! – krzyknęłam. – Nie podobają mi się Twoje zaloty, dlatego wybacz, ale nie dotrzymam Ci towarzystwa. Żegnam! – dodałam, wychodząc z pomieszczenia.
Na korytarzu wpadłam na Georgia, oczywiście już pijanego… Tak jak się spodziewałam.
- Powiedz mi, dlaczego tak niszczysz sobie zdrowie?? – westchnęłam, prowadząc go do jego gabinetu.
- Dlaczego nie chciałaś mnie wpuścić? – zapytał całkiem trzeźwy. Co jest?
- Nie jesteś pijany?! – zapytałam szczerze zdziwiona.
- Nie! Skąd Ci to przyszło do głowy?! – zapytał z lekkim zdezorientowaniem.
Kątem oka dostrzegłam Alexa, wychylającego głowę z mojego gabinetu. Postanowiłam improwizować.
- Stój spokojnie i nie protestuj! – zwróciłam się do szefa i zupełnie nie wiem czemu, pocałowałam go w usta. Całus jednak był krótki. Całe szczęście, bo chyba bym się udusiła jego śliną! Chciałam wzbudzić zazdrość w Alexie, ale do końca nie wiedziałam po co to robię… No cóż… Jestem trudnym orzechem do zgryzienia.
*****
- Ernesto, stój! Jeszcze z Tobą nie skończyłam! – usłyszałam krzyk Pani Teresy, gdy tylko otworzyłam drzwi rezydencji.
Super! Zdaje się, że mój adorator wrócił. Muszę go unikać jak najdłużej się da…
- Ale ja skończyłem! – zakomunikował Ernesto, wbiegając po schodach na górę.
Co tutaj zaszło?! Czy ja o czymś nie wiem?! No cóż… Pewnie znowu poszło o kasę.
Podeszłam po Pani Teresy, udając, że nic nie słyszałam.
- Camila! Dobrze, że jesteś! Idź natychmiast do pokoju mojego syna i rozpakuj jego rzeczy. – wydała polecenie kobieta. I co jeszcze?! Mam się pchać prosto w paszczę lwa?! Czy ona oszalała?!
- Ale proszę pani ja… – chciałam zaprotestować, jednak Teresa uciszyła mnie jednym machnięciem dłoni.
- Rób, co Ci każe albo wylecisz z roboty! Niewdzięczna… – powiedziała, zakańczając rozmowę. Spuściłam głowę i poszłam do pokoju Ernesto.
Zapukałam, ale odpowiedziała głucha cisza. Uznałam, że nikogo nie ma, dlatego pozwoliłam sobie nacisnąć na klamkę i wejść do środka. Doznałam szoku… Na podłodze leżały bokserki syna mojej pracodawczyni, a on brał prysznic. Nie żebym zaglądała, ale słychać było szum wody, dobiegający z łazienki… Chciałam wyjść z pokoju, ale gdybym to zrobiła, ta żmija w momencie wylałaby mnie z roboty! Zaczęłam więc rozpakowywać walizkę Ernesto. Natknęłam się na wiele ciekawych rzeczy… Najciekawszą z nich była kobieca bielizna. Chociaż akurat to mnie nie zaskoczyło! Wszyscy bowiem wiedzą, że ten facet nie stroni od panienek. Jego jedyna wada. Może gdyby nie był takim zarozumiałym dupkiem i zawodowym podrywaczem, skusiłabym się na niego. Na szczęście mam jeszcze swój rozum!
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i gwałtownym ruchem przyciąga do siebie. O nie! To on! Był w samym ręczniku. W ogóle nie czuł się skrępowany. Złożył na mych ustach pocałunek. Ernesto, Ernesto… Ty się nigdy nie zmienisz!
- Puszczaj! – krzyknęłam i spoliczkowałam go… I to w momencie, gdy do pokoju weszła jego matka… |
|
|
CamilaDarien |
Wysłany: Wto 20:07, 08 Maj 2012 Temat postu: NOWA TOŻSAMOŚĆ [Levyrroni, Vondy] - Rozdział 7 |
|
Prolog
No tak… Kolejny dzień pełen wrażeń. Jakby na to popatrzeć z perspektywy, to ciągłe przebieranie się i udawanie kogoś innego, męczy mnie. Doszczętnie wykańcza… A jednak to robię… Zastanawiam się tylko dlaczego??? Tak, zgadliście! Jestem kobietą o kilku twarzach. Z jednej strony wzięta Pani adwokat Jimena Sabes, z drugiej zaś zwykła prosta służąca Camila De Rosa. Trzecią swoją tożsamość przybrałam wówczas, gdy poznałam przystojnego blondyna o piwnych oczach. Od tej pory facet sądzi, że nazywam się Sofia Del Fuego i jestem aktorką, grającą w przedstawieniach na deskach Teatru. Tylko która z tych kobiet jest tą prawdziwą dziewczyną, która kiedyś straciła wszystko?!
Obsada:
Sofia Del Fuego/Jimena Sabes/Camila De Rosa
Alex Delmar
Georgio Ocampo
Andreas Laponte
Teresa Laponte
Ernesto Laponte
Katia Holmes
Andrea Perez
Pablo Sabes
Leticia Ocampo |
|
|